dr Katarzyna Salamon-Krakowska, Zakład Niefarmakologicznych Form Terapii
Metoda Feldenkraisa, czyli opowieść o tym, jak niemożliwe stało się możliwym.
Marzenia nie zawsze się spełniają. Same nie spełniają się nigdy. Może jest tak, że spełniają się te tylko, których spełnienia pragniemy nieskończenie. Ta historia będzie o marzeniu spełnionym, o pokonywaniu trudności i osiąganiu niemożliwego.
Wszystko zaczęło się w roku 2012. To wtedy, za sprawą profesora Shustermana, po raz pierwszy zetknęłam się z metodą Feldenkraisa. Profesor Shusterman prowadził na Akademii Wychowania Fizycznego zajęcia dla doktorantów Wydziału Fizjoterapii. Podczas jednego z pobytów zaproponował, że oprócz planowanych wykładów poprowadzi także warsztaty z metody Feldenkraisa. Postanowiłam dołączyć do grupy doktorantów i wraz z nimi udałam się na zajęcia. Uczestnictwo w kilkugodzinnych warsztatach było jednym z najdziwniejszych doświadczeń mojego życia. Przez kilka godzin, leżąc na podłodze wykonywałam niewielkie ruchy, podążając za słownymi instrukcjami Profesora. Wtedy zupełnie nie rozumiałam czemu to służy, jaki jest sens uważności, skupiania uwagi na wybranym aspekcie ruchu, na świadomym monitorowaniu sekwencji motorycznych. Nie rozumiejąc tego, w czym uczestniczyłam, zrozumiałam jednak, jak bardzo oddalona jestem od świadomości ruchu, jak bardzo oddalona jestem od samej siebie. Wyszłam z zajęć oszołomiona wielogodzinną kontemplacją ruchu, w mojej głowie kłębiły się dziesiątki pytań. Jako filozof wiedziałam doskonale, że pytania ważniejsze są od odpowiedzi, to one bowiem będąc źródłem namysłu otwierają nas na to, co nowe. W metodzie Feldenkraisa nowe i niezrozumiałe było wszystko. Z trudem mierzyłam się z faktem, że świadomość można rozwijać poprzez ruch.
Poczuciu niezrozumienia towarzyszyła fascynacja połączona z ciekawością i przekonanie, że to jest właśnie TO! Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Metoda Feldenkraisa wydała mi się filozoficzną syntezą, brakującym ogniwem filozoficznego namysłu nad świadomością ciała. Świat empirii był teraz na wyciągnięcie ręki. To właśnie wtedy zamarzyłam, by zostać nauczycielem metody Feldenkraisa. Marzenie nieśmiało kiełkowało w mojej głowie i nie dawało o sobie zapomnieć. Im więcej czytałam o Feldenkraisie, tym bardziej wydawał mi się bliski. Szybko zorientowałam się jednak, że szkoleń nauczycielskich nie ma w Polsce. By zostać nauczycielem, trzeba odbyć czteroletnie szkolenie w jednym z krajów europejskich (można zrobić to też w USA, Australii lub Japonii:). Szkolenie nie dość, że trwa cztery lata, to do tego jeszcze kosztuje majątek! W głowie kaskada myśli „nie da się”, „to niemożliwe”, „to za drogie”, „to za długo”, „to zbyt wielki wysiłek”, „to nie dla mnie”, „co z pracą?”, „jak to wszystko pogodzić?”.
Pragnienie było jednak tak ogromne, że niemożliwe stało się możliwym. Dzięki programowi stypendialnemu Erasmus oraz dzięki wsparciu i przychylności Dziekanów Wydziału Fizjoterapii dr hab. Ewie Demczuk-Włodarczyk prof. AWF i prof. Annie Skrzek udało się! W marcu 2015 roku rozpoczęłam szkolenie w Instytucie Feldenkraisa w Madrycie. Przez cztery lata w stolicy Hiszpanii spędziłam osiem miesięcy. Madryt stał się moim drugim domem, zyskałam wielu znajomych i przyjaciół, z którymi połączyła mnie pasja. Pobyty w Madrycie były czasem niezwykle intensywnej nauki, ale także radości, jaką niesie ze sobą rozwój. Szkolenie już się zakończyło, ale te przyjaźnie wciąż trwają i wierzę, że to się nie zmieni.
Cztery lata zgłębiania metody Feldenkraisa to najbardziej pouczająca podróż, jaką kiedykolwiek odbyłam, podróż egzystencjalna. Metoda Feldenkraisa to nauka myślenia, patrzenia, odczuwania, dotykania, poruszania się, to spotkanie ze sobą i z Innym. To osadzone w neuronauce ucieleśnienie sokratejskiej maksymy „Poznaj samego siebie”. To poznawanie człowieka, ale nie tego utkanego w filozoficznym dyskursie, nie tego z atlasu anatomii, nie człowieka w ogóle, lecz człowieka z krwi i kości. Zawsze konkretnego, zawsze wyjątkowego, zawsze niepowtarzalnego. Wróciłam gotowa do tego, by dzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami, jednym słowem, by dalej uczyć, ale tym razem uczyć uczenia się. Swoją wiedzą dzielę się ze studentami w ramach prowadzonych przeze mnie przedmiotów „Integracja psychosomatyczna” oraz „Świadomość ciała”.